Lubomski jest artystą charakterystycznym, można by rzec – alternatywnym, a przy okazji przyswajalnym, co w tym nurcie stanowi rzadką fuzję. Dysponujący natychmiast rozpoznawalnym, oryginalnym, mocnym, głębokim głosem, liryczny i subtelny, odważny i prześmiewczy, a co niemniej istotne – obdarzony nieczęstą cechą autoironii i dystansu, artysta na nowej płycie po mistrzowsku rozprawia się właśnie… sam ze sobą, niejako podsumowując tak artystyczną, jak i – można domniemywać – życiową drogę.
Wprawiony słuchacz, któremu nieobce są wcześniejsze dokonania muzyczne wykonawcy, z łatwością odnajdzie w tym materiale echa dawnych inspiracji. Dowodem niech będzie, od wielu lat wykonywany na koncertach, utwór Mam zegarek po starym do słów Jana Wołka, piosenka Jęczmienne Łany, napisana przez Roberta Burnsa, czy zamykająca całość i chyba najlepiej kojarzona z Lubomskim, przywołana w nowej aranżacji – Spacerologia.
Nic bardziej mylnego twierdzić, że Ambiwalencja to album z cyklu „greatest hits”, przypominający jedynie dawniejsze dokonania, przeplatane kilkoma „świeżynkami”. Dojrzały artysta bowiem stworzył na płycie bardzo konsekwentny, całościowy obraz swojego świata, którego dwuznaczny, ironiczny klimat narasta z każdym kolejnym, koniecznym w tym zestawieniu, wykonaniem. I tak już na samym początku w otwierającej, nieco buntowniczej piosence Żeby, słyszymy swoiste credo: „Żeby móc robić rzeczy głupie, człowiek wymyślił sobie sztukę”. O żadnym artystowskim zadęciu nie może być mowy. Podobnie rzecz się przedstawia w innym utworze, gdy wykonawca przekonuje: „nie każ mi, bym płodził dzieci, chcę zostawić inny ślad”, a podczas koncertu dowiadujemy się, że jest szczęśliwym ojcem dwóch córek.
Są jednak na płycie momenty szczerze liryczne, gdy dominuje poetyka wyznania. Refleksyjny charakter utworu do słów Sławomira Wolskiego pt. Już nie płynę, aż nadmiernie tego dowodzi: „Już nie lecę nie sięgam chmur, nie tnę powietrza lotniami piór, skronią dotykam korony drzew i coraz niżej słychać mój śpiew”. Ten sam rozliczeniowy ton pobrzmiewa w piosence Krótko o mnie, również autorstwa Wolskiego, której strofy przeplata uparcie powtarzany refren: „Zostaną po mnie wkrótce krótkie spodnie. Zostanie po mnie krótki szkic. Zostaną po mnie skróty krótkich wspomnień. Pokrótce: nie zostanie nic!”.
Na płycie znajdziemy też hipnotyczny i chyba najbardziej różny od dotychczasowej stylistyki płyt Lubomskiego utwór pt. „Lunonauta” albo oryginalny erotyk Jana Wołka – Ja jestem mąż.
Kluczem interpretacyjnym jest jednak piosenka tytułowa i to ona wyjaśnia ambiwalentny właśnie charakter płyty. Artysta wylicza w niej bowiem wszystkie te cechy i słabości człowieka, które prowadzić mogą w rzeczywistość wieloznacznych i jednoczesnych, nierównych, rozstrajających emocji. „Kolega Sarkazm”, „Pan Dekadentyzm”, „Towarzysz Obłęd”, „Miss Paranoja”, „Mania… Wielkości” – oto prawdziwi przewodnicy i bohaterowie tego muzycznego świata. I wszystko staje się jasne…
Jeżeli istnieje muzyczny odpowiednik powieści drogi, to Ambiwalencja Mariusza Lubomskiego bez wątpienia realizuje gatunek. Z przekonaniem zapraszam więc do podróży!
:Artysta: Mariusz Lubomski
Tytuł: Ambiwalencja
Aranżacja: Tomasz Krawczyk, Wojciech Pulcyn, Sebastian Frankiewicz, Mariusz Lubomski, Jan Smoczyński, Tomasz Grzegorski
Realizaja nagrań: Rafał Smoleń, nagrań dokonano w Studio Sound & More oraz Studio Tokarnia (czerwiec – październik 2008)
Mastering: Leszek Kamiński
Projekt graficzny: Anita Głowińska
Artyście towarzyszył zespół wokalny „Trzy Dni Później”
Autorzy tekstów: Sławomir Wolski, Jan Wołek, Robert Burns