Wprost z pełnego turystów i ich fotograficznych aparatów krakowskiego Rynku wchodzę w chłodną przestrzeń malutkiej Galerii Pałacu Pod Baranami. Kilkadziesiąt par oczu jednocześnie obserwuje mnie poprzez zamieszczone na ścianach pokoju wąskie wizjerki. Nie mogę od nich uciec, nawet gdy wyglądam na moment przez okno, ściągając na siebie spojrzenia zaciekawionych przechodniów. Nieznajome oczy wycięte ze znanych portretów pisarzy, poetów i malarzy oraz te, których widzieć na żadnym portrecie nie mogłam, przyglądają się mojemu patrzeniu. Nieskromnie, wnikliwie.
Oczom towarzyszą słowa. Współistnieją, nie ilustrując. Wchodzą ze sobą w krótki dialog, który – gdy stajemy się na moment jego świadkiem (widzem) – przejmuje nas swym ulotnym sensem. Tych kilkadziesiąt mikrodialogów pozostaje ze sobą w cichej, życzliwej harmonii. Żaden z nich nie dominuje nad innym, koegzystują egalitarnie.
Ale pod powierzchnią tej sąsiedzkiej kurtuazji kryje się coś niepokojącego. Podskórnie wyczuwam napięcie, które towarzyszyło mi podczas oglądania pierwszych scen „Kła” albo historii „Ukrytego”. I tak jak wtedy, gdy widziałam filmy Lanthimosa i Hanekego, chodząc pośród oczu Trippa i słów Sebalda nie dostaję żadnych podpowiedzi, uzasadnień.
Nie widzę siebie, gdy widzę
Oczy, które widzą, tracą swoją podmiotowość. Patrzący staje się bowiem oglądanym i przejmuje cechy tego, na co patrzy. Co gorsza, oglądane staje się patrzącym i wchodzi w jego skórę. Tripp ustawia nas wobec ogołoconych oczu, do których zredukował swoich trzydziestu trzech modeli. Odbiera ludziom ich podmiotowość, zachowując jednak coś, co w czasach biometrycznego systemu identyfikacji, najdobitniej świadczy o ich społecznej tożsamości.
Biometria wykorzystywana jest głównie jako sposób kontrolowania dostępu. Stoi na straży państw, pomieszczeń, danych, sieci, systemów alarmowych. Patrzenie jest przecież czynem nadzorczym. Parafrazując Jean-Luca Nancy’ego, patrzący czuwa i strzeże, jest w relacji do świata, nie do przedmiotu. W widzeniu widzi, wskutek praw optyki. W patrzeniu jest częścią gry.
Przyjmij brak
A więc, jeśli sięgnąć po narzędzia nadzorcze, możemy tym oczom przypisać tożsamość. Tripp pozwala przecież wyciągnąć zza wizjerek Sebalda, Burroughsa, Bacona, Rembrandta czy Trumana Capote. A jednocześnie proponuje, by – rezygnując z tej opresywnej czynności umysłu – przyjąć brak. Niedostatek, Nieobecność, właśnie to co Nieopowiedziane (Unerzählt).
Oko jest częścią ciała ludzką i nieludzką. Naszą, a jednocześnie obcą, bo wpuszcza to, co zewnętrzne. Poprzez oko świat wnika w człowieka. Wypreparowanie i unieruchomienie oka czyni je bezbronnym wobec tego, na co przyjdzie mu patrzeć (przypomina mi się słynna scena z Mechanicznej pomarańczy Kubricka).
Oko było kiedyś oknem duszy. Grecy, jak czytamy u Andrzeja Szczeklika, wyobrażali ją sobie „w postaci małej laleczki, widocznej przez źrenicę oka, którą dlatego nazywali k o r e”. Kore to po grecku dziewczyna, laleczka. A także – źrenica, jedyne naturalne okienko z widokiem na mózg, na nerwy wzrokowe. Obraz dziewczynki zrósł się na trwałe ze źrenicą, odkąd lekarze zaczęli ją nazywać pupilla (po łacinie: dziewczynka).
Oko było tym czystym okienkiem duszy aż do czasów, gdy George Bataille ustanowił je bezczelnie przedmiotem seksualnej fascynacji, nadając mu – jak czytamy w „Historiach oka” Swobody – pierwotny, erotyczny sens. Wskazując na oślizgłość przywodzącą na myśl wydzieliny narządów płciowych, Bataille przywrócił oku cielesność i nadał charakter genitalny. Wydaje się jednak, że i ten model w końcu się wyczerpał.
Niech już nikt nie wchodzi
Nadal żyjemy w świecie oka. Ale we współczesnej okulocentrycznej rzeczywistości, nieustającym teraz, wszystko spłaszcza się za sprawą prędkości i symultaniczności. Pęd, którego doświadczamy na co dzień, rozbija nam rzeczywistość w nieprzerwany strumień obrazów na ekranie telewizora, tabletu, telefonu. Nasz wzrok zostaje, jak zauważył Juhani Pallasmaa, wyalienowany z emocjonalnego zaangażowania i identyfikacji, w rezultacie czego oglądane obrazy zmieniają się w hipnotyczną, nieskończoną galerię ujęć pozbawioną naszego prawdziwego uczestnictwa, uważności.
Nasze oczy nigdy nie odpoczywają, charakterystyczne jest dla nich niespokojne drżenie. Podobno, gdyby możliwe było ustawienie oczu w jednej, niezmiennej pozycji, doprowadziłoby to do ich zmęczenia i ślepoty. Jedyne więc, co nam pozostało, to na moment z ulgą je zamknąć. Nie dochodzić znaczeń. Przyjąć brak.
Wystawa wierszy W.G. Sebalda i sztychów Jana Petera Trippa w Galerii Pałacu Pod Baranami, towarzysząca Festiwalowi Conrada, otwarta jest dla zwiedzających do 6. listopada (pon.-pt. w godz. 14.00-18.00)
Przejrzane po:
Juhani Pallasmaa, „Oczy skóry, Architektura i zmysły”, Kraków 2012
Anthony Smith, „Ciało”, Warszawa 1976
Tomasz Swoboda, „Historie oka. Bataille, Leiris, Artaud, Blanchot”, Gdańsk 2010
Andrzej Szczeklik, „Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny”, Kraków 2007
W uszach ciągle:
Rysy feat. Justyna Święs & Piotr Zioła, „Przyjmij brak”, Traveler, Warner Music Poland, 2015