Passage: Path Of Betrayal

Blog Możliwość komentowania Passage: Path Of Betrayal została wyłączona 6

Passage: Path Of Betrayal

Znudzonych graficzną monotonią kolejnych przygodówek firm Cryo i Wanadoo pragnę pocieszyć. Po premierze oryginalnego, bo glinianego „Agenta Gliniarza” nadciąga pastelowa „Passage: Path Of Betrayal”. Szkoda tylko, że gra nadciąga do krainy rozciągającej się na zachód od Odry, trzymając się z dala od terenów wschodnich… Mamo, mamo, ja chcę do Unii Europejskiej!
ORYGINAŁ ILI PIRAT?

Wspomniany „Agent Gliniarz” był produktem tyleż kontrowersyjnym, co zwyczajnie średnim. Niemal identycznie pod tym względem prezentuje się „Passage: Path Of Betrayal”. To kolejna gra, która jednych zachwyci, a innych całkowicie załamie. Tym razem wynika to niestety z niskiego budżetu, jakim dysponowali ludzie skrywający się pod szyldem DragonWorks. W czasach, gdy światowe przeboje kosztują miliony dolarów, wystruganie czegoś w domu, w gronie nawet najbardziej zdolnych przyjaciół, może być co najwyżej pomysłem na noworoczną szopkę… taką z drewnianym Dżizasem i osikowym osiołkiem skubiącym patyczki.
Gra „Passage: Path Of Betrayal” przenosi bawiącego się do świata Arkane rodem z opowiadań fantasy. Główny bohater, młody chłopaczek o mile dźwięczącym w uchu imieniu Riff, śpi sobie właśnie wygodnie w łóżku. Farma, która go otacza, jest oazą spokoju, jego sen zaś… nie bardzo. To koszmar pierwsza klasa! Co więcej, wszystko wskazuje na to, iż Riff ma właśnie proroczy sen. Setki ohydnych potworów atakują jego ukochaną ziemię, zabijając bliskich mu ludzi.
Po przebudzeniu chłopak rusza w podróż przez tajemnicze krainy, licząc, że zdoła przeciwstawić się złu. Na gracza czeka zaś 6 dużych rozdziałów, kilku zaufanych przyjaciół (NPC-e, np. mag, roztropna pszczółka, góral barbarzyńca, demon z innego wymiaru czy urodziwa krasawica – czyt. księżniczka), parę nieoczekiwanych zjawisk (np. lawina, rzeka kwasu), kompletny brak przemocy (hi, kids!) i znacznie, znacznie więcej naprawdę interesujących dialogów, przedmiotów i zagadek. To właśnie one, obok scenariusza, są największą zaletą „Passage: Path Of Betrayal”. Do ich stworzenia nie potrzeba przecież szmalu, a inteligencji. Wszyscy gracze, którzy narzekali, że we współczesnych grach więcej jest wyrachowania i banalności niż bajania i prawdziwych, a zarazem logicznych zagwózdek, poczują się jak w raju.
Obywatel „Agent Gliniarz” grzeszył oryginalną oprawą graficzną, podobnież ma się sprawa z „Passage: Path Of Betrayal”. Gra – typowy point’n’click – posiada ponad 50 ręcznie malowanych, pastelowych teł przedstawiających najciekawsze miejsca krainy Arkane. Wyglądają one naprawdę ciekawie (na postawione w śródtytule pytanie należy więc odpowiedzieć: oryginał), lecz jednocześnie nie da się nie zauważyć, iż grzeszą matowością i są po prostu niewyraźne. Także i główny bohater bardziej przypomina postacie z polskich koszmarków pokroju „Noc” niż ładnych gierek, jakie obecnie tworzy się na zachodzie. Tym samym błąd „Agenta Gliniarza”, polegający na zastosowaniu niezbyt przejrzystej (nie dla wszystkich) szaty graficznej, został powtórzony. Sprawę ratuje tu jednak zestaw 20 ładnych melodyjek autorstwa Michaela Brewera.
ORYGINAŁ, A Z NIEGO PIRAT?

Gra dostępna jest na zachodzie, można ją też zamówić przez Internet. Kosztuje niewiele (19.90 dolarów), a gdy się nie spodoba, autorzy gotowi są zwrócić kasę. Obawiam się, że taki pomysł, dość często stosowany w zglobalizowanej gospodarce, nie przejdzie w stosunku do Polaków. Jeden z drugim ściągną grę, przespawają i odeślą z powrotem. I potem się dziwić, że źle o nas mówią w cywilizowanej części świata…

Author

Related Articles

Back to Top