Ojciec pożera syna, syn pokonuje ojca

Kryminały szwedzkie Możliwość komentowania Ojciec pożera syna, syn pokonuje ojca została wyłączona 209

Jeżeli mity Greków i Rzymian są wzorem dla naszej wyobraźni, to są jednocześnie wzorem dla kultury, którą tworzymy i  w której żyjemy. A jednak poznajemy mity w wersji mocno uładzonej. Obrazy pożądliwości i szaleństwa, które wzniecają niekończące się wojny, brato- i ojcobójstwa, gwałty i kazirodztwa umykają jakoś naszej uwadze – zupełnie jakby ich w podręcznikach nie było.

To trochę jak z baśniami opowiadanymi dzieciom. Zostały ocenzurowane, by mogło się nam wydawać, że wszystkie historie kończą się dobrze, a przygody królewiczów i księżniczek finalizują zawsze długim i szczęśliwym życiem. A po co ocenzurowano mity? Może dla tej samej ułudy? Może po to, byśmy uwierzyli, że żyjemy w najlepszym z porządków? Że nie ma innego niż ten, który zapoczątkowała męska żądza władzy… Tymczasem „Apollon jest dla Zeusa tym, kim był Zeus dla Kronosa, a Kronos dla Uranosa. A polem, na którym ich władza zderza się ze sobą, jest zawsze śmierć.”[1] Ale lista jest dłuższa – Edyp (wzór wzorów), Telegonos (syn Odyseusza. Zabił ojca przez pomyłkę[2])… – i wykracza poza świat mitologicznych opowieści w nasze czasy…

Ojciec pożera syna, bo syn – zawsze rozczarowuje. A to okaże się kamieniem, a to ciepłą kluchą. Nigdy tym, co zjada ojciec, choć to on łamie sobie na nim zęby i dławi się. Ma prawo (?) więc spodziewać się nagrody za swój trud, a dostaje niewdzięczność – spisek matki i podmienionego syna, którzy odtąd zawsze będą się trzymać razem. Solidarni przeciwko absolutnej władzy ojca, która  czyni go tyranem i szaleńcem jednocześnie. Mają tylko swą słabość i spryt, kłamstwo i tajemne knowanie przeciwko jego pożądliwemu głodowi władzy, jedzenia, kobiet, seksu, pieniędzy, zaszczytów…. Więc ci słabsi muszą zrobić wszystko, by ujść cało, by zachować życie, choćby tylko po to, by w następstwie odebrać inne życie i przejąć władzę, a z nią moc i szaleństwo. I miejsce w historii. Nie by ją zmienić, by podtrzymać. Jak Francisco, Javier i Mariano Goya, którzy w książce Jacka Dehnela stali się figurami niezmiennego od wieków porządku patriarchatu, porządku, w który wpisana jest rywalizacja, żądza władzy, nieokiełznany apetyt na życie, jedzenie, kobiety, mężczyzn…, na bogactwo i bogacenie się, na posiadanie. Ta żądza jest potężniejsza niż więzy krwi, niż odpowiedzialność, niż moralność. Tak, jak pokazał nam tę zależność Uranos i Kronos, Kronos i Zeus… I niech nikt nie spodziewa się tu słodkiej bajeczki z happy endem. To walka na śmierć i życie. Tu zawsze musi zginąć ktoś, by ktoś inny mógł żyć. Tu nie ma miejsca dla wszystkich. Tu nie jest „sprawiedliwie”. Tej powieści nie ma końca. A może raczej koniec mógłby być wyznaczony kresem patriarchatu, bez pewności, że to, co go zastąpi, zaproponuje inne (lepsze) wzorce, w jakie przebierzemy libidalną energię. Bohaterowie nie potrafią opowiedzieć o tym, co ich napędza, co kieruje ich uczuciami, emocjami, działaniami, miłością i nienawiścią, ale poddają się tej nierozumnej i nierozumianej sile z jednym imperatywem – to mnie się należą te wszystkie nie moje zaszczyty i spełnienia i robią wszystko, by tak było. Są sprytni tak, jak sprytna musiała być matka Zeusa, przybierają maski biernej zgody, są „ciepłymi kluchami”, bo wiedzą, że kiedyś przyjdzie ich czas – zemszczą się i to zemstą, która zabije bardziej niż fizyczna śmierć. Historia Javiera i Francisco, choć pisana w oparciu o fakty (i spekulacje) wydaje mi się tu tylko pretekstem (choć arcyciekawym) do wpisania się w te odwieczne męskie bitwy. Bunt Javiera to nie tylko oszustwa malarskie, fałszowanie obrazów, podpisów, handel falsyfikatami, ten bunt jest znacznie głębszy, odcięcie radykalniejsze. To, co powstanie pod pędzlem syna, jest zaprzeczeniem „malarskiej filozofii” ojca – tam gdzie uładzone portrety królewskich rodzin, on proponuje portrety wyuzdanych staruch, hochsztaplerów, dzikich z nienawiści dzieci. Gdzie ojciec dogadza swoim chuciom, on zdaje się być zupełnie pozbawiony energii seksualnej, gdzie ojciec zdradza, on jest wierny. Tylko w jednym pozostaje podobny (i musi tak być, by historia mogła się toczyć nadal) – w materialnym głodzie bogactwa, dobrobytu, pieniędzy, mienia. I jeśli uznać, że Francisco poszukiwał prawdy, którą mógłby przedstawić za pomocą pędzla, to Javier, choć ma inną jej wizję, też pędzlem próbuje oddać „prawdę” – czarnego, nierozumnego świata, nierozumnych ludzi, walki, nienawiści i rywalizacji, pożądania i oszustwa… I sam staje się oszustem oszukanym przez innych oszustów…

W świecie Saturna obecność kobiet jest dyskretna, ale nie nieważna. Mają do dyspozycji jedynie swą seksualność i spryt. Więc z nich korzystają, by ocalić swoje życie i życie tego, którego urodziły. Chronią siebie i jego przez głodem męża  i ojca. Żyją obok, ale to ich ingerencja zmienia historię. To dzięki nim ona nie kończy się, ale trwa. „Ten, który przechodzi, widzi samo dno czerni, początek kryjący się w grubych fałdach. Nie wie jeszcze, że sam wziął się właśnie stąd, że stąd wzięła się cała reszta świata – drzwi, do których idzie, wydają mu się ocaleniem, odwraca wzrok, przyspiesza kroku. Goni go podwójny śmiech, chichot i rechot, stopiony z podwójnym, urywanym oddechem.”

Author

Related Articles

Back to Top