40 rocznica śmierci Rafała Wojaczka

Kryminały szwedzkie Możliwość komentowania 40 rocznica śmierci Rafała Wojaczka została wyłączona 106

Z okazji 40 rocznicy śmierci Rafała Wojaczka zamieszczamy fragment eseju Magdy Łuki, poświęcony jego twórczości. Wojaczek, poeta wyklęty, zwany też Werterem PRL-u był twórcą, który ze szczególną uwagą podejmował temat miłości i śmierci, widząc je nierzadko w sposób dwubiegunowy i odnosząc je do przenikających się wzajemnie sfer sacrum i profanum. Tego aspektu twórczości poety dotyczy fragment eseju Magdy Łuki

Sacrum i profanum w twórczości Rafała Wojaczka

Rafał Wojaczek był wyznawcą i realizatorem koncepcji poezji integralnej, czyli takiej, wedle której życie i twórczość wspólnie się przenikają i uzupełniają, pozostając ze sobą w ścisłych relacjach i wzajemnych zależnościach. Jednakże wiersze jego autorstwa nie powinny być odczytywane i rozumiane jedynie jako prosty zapis z życia poety przede wszystkim dlatego, że świat przedstawiony w nich pozostaje wyraźnie równoległy wobec świata pozatekstowego. Ta swoista autonomia poezji Wojaczka uzależniona jest jego wiarą w twórczą moc słowa pisanego, zatem rzeczywistość wierszy autora Sezonu staje się rzeczywistością wykreowaną dla potrzeb poezji i tą właśnie poezją wydaje się być wystarczająco uzasadniona.

Na takim podłożu poeta jawi się jako poszukiwacz, odkrywca – konkwistador, podejmujący na przestrzeni swych wierszy nieustające próby transgresji w takim celu, by niejako nazwać na nowo i określić podstawowe przejawy i problemy ludzkiej egzystencji, a potem dokonać ich przewartościowania. Tak więc to, co stanie się konsekwentnie realizowanym tematem tych utworów, będzie dotyczyło spraw fundamentalnych: życia, śmierci oraz najważniejszego ( skoro już żyję, a jeszcze nie umieram ) – miłości.

Pozostając przy ostatnim zagadnieniu, nie można nie zauważyć, jak często i na ile różnorakich sposobów było ono podejmowane w twórczości wrocławskiego poety, który ze szczególnym, właściwym sobie upodobaniem, poddawał je dogłębnej i skrupulatnej analizie, niejako „ rozbierając na czynniki pierwsze ”. A cel takiego twórczego postępowania był jeden – odnaleźć miłość, a dzięki temu odszukać zagubioną kiedyś własną tożsamość, prawdę o sobie i świecie, dotrzeć do takiego stałego punktu, który mógłby potwierdzić zasadność istnienia, i od którego już zawsze rozchodziłyby się promieniście koła wiecznej emanacji.

Teoretyczna świadomość uzdrawiającej siły miłości nie wystarczała Wojaczkowi. Bohater jego wierszy zapragnął dotrzeć głębiej, czyli tam, gdzie każde zapisane słowo będzie wyczerpane i poparte skrajnym doświadczeniem niejednokrotnie nawet za cenę sadomasochizmu, aż do miejsca, od którego miłości zacznie nieodzownie towarzyszyć śmierć. I w ten oto sposób sacrum przejdzie w profanum, a przemieszaniu ulegnie relatywny świat wartości, które momentami staną się trudne do jednoznacznego odróżnienia.

Na użytek wiersza Wojaczek sprowokuje miłość do tego, by zechciała odpowiedzieć i potwierdzić tym samym swą autentyczność. Krzyk obrzydzenia ( i obrzydzający ) okaże się jednak rozpaczliwym wołaniem o piękno, natomiast utwory spokojne i jasne w swej wymowie będą zaledwie „wspomnieniem starej, dobrej miłości sprzed „końca świata ” ”[1].
I. Profanum

W twórczości Rafała Wojaczka króluje niepodzielnie autentyczność. To, co w jego wierszu nazwane, zdaje się być uprzednio doświadczone w sposób skrajny, ostateczny i skończony: „ Najdoskonalszy wiersz o śmierci miał być nim samym umarłym, który swą śmierć przez wiersz postanowił. Jeżeli było słowo miłość, to miało swoje konkretne, przeżyte do szpiku istnienie, miłość w której pragnienie ukochanej osoby prowadzi do samounicestwienia poprzez stworzenie jej z siebie, z własnej krwi i kości, do stanu znów niemożliwego, bo obecność ukochanej dla niego mogła być jego nieobecnością dla niej – w wierszu; nigdy inaczej ”[2]. Taka poezja, poezja przede wszystkim uczuć, musi być zatem nacechowana emocjonalnie w sposób radykalny, bo właśnie dzięki temu zyskuje na wiarygodności, staje się rzeczywista do tego stopnia, że może sama o sobie stanowić. Autor Sezonu buduje ową autonomię swoich utworów na fundamencie bezkompromisowości nie tylko wobec realizowanego w nich tematu, ale również, gdy mowa o miłości, względem siebie samego oraz obiektów własnej fascynacji. I tak twórca staje się oprawcą, bezwzględnym poszukiwaczem – sadystą ( Piosenka z najwyż-szej wieży z tomu Nie skończona krucjata, s. 153 ), działającym jednak niezmiennie w imię uczuć najwyższych po to, by te właśnie uczucia odnaleźć i tym samym dowieść ich istnienia.

Wojaczek, pisząc wiersze o miłości, przeprowadza w nich swoisty eksperyment, polegający na sprawdzaniu wytrzymałości kobiet opiewanych w utworach. On sam, pozbawiony złudzeń i jakby w niezdrowy sposób zaprzyjaźniony z bólem, wydaje się być już od dawna niezawisły wobec jego wyniszczającej siły. Osobiste cierpienie „ ja ” lirycznego urasta momentami bowiem do rangi fetyszu, zatem jest raczej uwielbiane niż jedynie akceptowane ( Hoduję ten ból z tomu Nie skończona krucjata, s. 166. ). Dzięki temu poeta może z precyzją i pietyzmem, w sposób naturalistycznie jawny, prezentować w swej poezji własną religię cierpienia, przenosząc jej aspekt metafizyczny na grunt znany powszechnie – przestrzeń ciała i cielesność jako taką: „ Uznał swój mózg, krew i nasienie, swoje ciało za jedynie wierzytelny sprawdzian swoich pomysłów [ …], zdecydował się w tym obszarze na empiryzm, możliwy tylko w ograniczonym środowisku: swego organizmu. ”[3] ( W śmiertelnej potrzebie z wierszy spoza zbiorów, s. 344 ).

Stosując takie rozwiązanie twórcze, Wojaczek w najbardziej przera-żający, okrutny, a więc dosadny sposób woła niejako o siebie, rozpaczliwie doszukując się własnej tożsamości jako człowiek i jako poeta. Jego świadoma i celowa prowokacja artystyczna w sposób zamierzony wywołuje u czytelnika wstrząs estetyczny, a jednocześnie pozwala samemu artyście na skrajny, twórczy indywidualizm. Dopóki jednak autor Sezonu „ bezcześci ” w obrębie swej poezji jedynie siebie, dopóty zabieg taki może być zrozumiały i usprawiedliwiony. Jednakże jego realizacja nie zaspokaja dostatecznie popędów poznawczych Wojaczka ani też nie wynagradza wyczerpującej desperacji, z jaką wydaje się on owe poszukiwania prowadzić. Poeta będzie musiał zatem posunąć się dalej w swojej „ profanacji ”, znaleźć inny motyw poza sobą, który tym razem nie tylko byłby w stanie utwierdzić go we własnym jestestwie, ale też pozwolić na swoiste zakorzenienie, umożliwić określenie i przypisanie mu optymalnego miejsca bytu. I przestrzenią taką stanie się zarówno śmierć, jak i miłość, a ta ostatnia okaże się na tyle nieoczywista i nietrwała, że będzie musiała niejako zostać „ wyzwana ” do nierównej walki o siebie, a jej karkołomnym zadaniem będzie danie świadectwa własnego istnienia.
II. Sacrum

Na tym właśnie polega świadoma gra poety ze sobą samym, z uczuciami, które wystawia na próbę, poddając je dogłębnej analizie, a w konsekwencji i z czytelnikiem, choć w ostatniej kolejności, ponieważ odnotować należy, iż poezja Rafała Wojaczka jest poezją introwertyczną w swej naturze, intymną i subiektywną. Jednakże zamiar, do którego ów zabieg ma doprowadzić, jest wystarczająco jasny, bowiem twórca, uświęcając z pozoru profanum, zaprzecza właśnie tym wartościom, których potwierdzenia tak naprawdę pragnie, do których tęskni: ,, Wszelkie wynaturzenie i wulgarność ero-tyzmu, cały kompleks zmiennych sado – masochistycznych ról wierszy Wojaczka, w tym właśnie trzeba czytać kontekście, jako wielkie nie-nasycenie, ale także jako bunt przeciwko światu, wedle zasady: chcę mieć taką miłość, chcę już znaleźć się w Arkadii. Dziecinny gest pragnienia zdobycia ziemi świętej .’’[4].

Właśnie w tym pogrążającym marzeniu o czystej i pięknej miłości, które nie pozwala poecie na chwilę oddechu, jest coś cudownie prostego i prawdziwego, a jednak wypowiedzianego z pewnym zawstydzeniem, niedosłownie, nie wprost. I ten wstyd przede wszystkim, to wahanie, jest szczególnie ujmującą cechą miłosnych wierszy autora Sezonu. Stanowi niezaprzeczalny dowód autentyczności nazywanych emocji, wydobywanych na świat jakby z ukrycia, czyli stamtąd, gdzie panuje wieczna, zdawałoby się ciemność, którą rozumiejąc dosłownie, odważnie można nazwać śmiercią, czy, jak woli Wojaczek – snem: ,, Który mnie boli / ciemny sen Teresa / wyświecam ze snu / jasne ciało / bo ciało / gdy za-warte w dłoniach / to zdaje się spokojniej / oswajanie snu ’’[5]. Jest zatem w poezji Wojaczka miejsce na spokój, ciszę i jasność, które jedynie pozornie pogrzebane zostały na wieczność w popiele trawiącego doszczętnie niespełnienia, a zagłuszone krzykiem obsceny zdają się być tym samym lepiej słyszalne, przebijając się szeptem przez ostentacyjny hałas czystej cielesności uwięzionej w celi płci: ,, Mówię do ciebie tak cicho jak ptak / o świcie słońce wpuszcza w twoje oczy / Mówię tak cicho / jak łza rzeźbi zmarszczkę / Mówię do ciebie tak cicho / jak ty do mnie ’’[6].

W takiej ciszy właśnie przychodzi czas kontemplacji i objawienia, w którym nie ma już miejsca na upartą manifestację zupełnej utraty złudzeń. To ta chwila, w której: ,, Ona patrzy krzakiem / który się we mnie zapala ’’[7], dając tym samym świadectwo wyższego, ponad cielesnego porozumienia dwojga dusz, na gruncie którego dopiero może dopełnić się, nieskażony brudem egzystencji, erotyzm. Nie oznacza to jednak wcale, że miłość odtąd przestaje być cierpieniem, ponieważ u Wojaczka ten aspekt towarzyszy jej niezmiennie jako naddany z góry, stwierdzony i dowiedziony ponad wszelką wątpliwość. Owo cierpienie tym razem doprowadzić ma do uświęcenia istoty uczucia, stanowić niezbędną ofiarę, którą trzeba złożyć z siebie, ze swojej płci, by móc pokochać prawdziwie, jedynie i ostatecznie. W tym właśnie postrzeganiu Wojaczek niewątpliwie zbliża się do swedenboriańskiego mistycyzmu doświadczania miłości.

,, Pomiędzy ty i ja rodzi się Bóg ’’, zdaje się powtarzać poeta, przywołu-jąc dla zabiegu artystycznego biblijną w swym rodowodzie metaforę krzewu gorejącego na pustyni. Otwarcie zaznacza, że dotykając miłości ma możliwość obcowania z Bogiem, nadjaźnią i prajednią, emanacją wszelkiego dobra, z idealnym bytem spoza ludzkiej sfery egzystencjalnej, a więc z transcendentem. W taki oto sposób ,, […] Warhoł zdąża uparcie do krainy ładu i jawnych norm moralnych […] ’’[8], w której szuka zakorz-enienia, przytulnego miejsca, bo to, co dzięki swej wrażliwości i świa-domości twórczej postrzega, jest dalekie od wyobrażeń i pragnień. Dla-tego chwyta się konsekwentnie każdego namacalnego przejawu piękna, każdego drobiazgu, który mógłby zaświadczyć o istnieniu miłości, by w końcu móc nareszcie powiedzieć: ,, Przerosło mnie / serce / cały jestem wewnątrz Korzeń / Białe trawki / wyrastają mi z warg ’’[9]. Pomimo, mogłoby się zdawać, pogodzenia się z ewentualną demaskacją praw-dziwości uczucia, w lirykach Wojaczka da się wyczuć subtelną nutę rozczarowania, gdy okazuje ono być jedynie mistyfikacją: ,, Julia córka rzezaka / wprawnymi / po ojcu / wargami / uprawia moją chorobę ’’[10]. Zatem nienasycenie i niespełnienie nieprzerwanie wypełnia lirykę autora Sezonu z dwóch głównych powodów. Pierwszy stanowi właśnie ową nie-możność zatrzymania na dłużej miłości tylko dla siebie i na własny użytek, dlatego, że odarta z masek, w konfrontacji z rzeczywistością, okazuje się nie istnieć wcale, lub też jej podskórne tętno, ledwie wyczuwalne, jest dowodem agonalnego stanu uczucia, a wszelkie poetyckie, desperackie próby swoistej ,, reanimacji ’’ nie przynoszą zadawalających efektów. Drugą natomiast przyczyną takiego stanu rzeczy niech będzie fakt, iż Wojaczek ma skłonność do wymyślania miłości takiej, jaką chciałby ją posiąść, do preparowania jej z własnych wyobrażeń o niej, a takie postępowanie musi przynieść rozczarowanie płynące z niemożności bezpośredniego, realnego obcowania z pięknem, które powołało się do życia zaledwie w przestrzeni wiersza. Kierowany tym właśnie uczuciem, poeta pisze: ,, […] a ja mam dłonie smutne jak opuszczone gniazda / i każda cząstka myśli znów ciebie żywą zmyśla / I próbuję z warg zlizać nie-chcianą szorstką rosę / – rdza mówi językowi i język ,, nie ’’ powtarza. / Dłonie nie moje … Nagle gwiazda przez dłoń przecieka […] ’’[11].

Author

Related Articles

Back to Top